![]() |
Cień wiatru, Carlos Ruiz Zafon Muza, 2005 |
Moje pierwsze spotkanie z prozą Zafona, jego debiutancki „Książę Mgły”, wprawdzie nie wywołało fajerwerków, niemniej jednak nie zniechęciło mnie też od dalszego poznawania jego książek. Tym razem postanowiłam sięgnąć po sztandarową pozycję w dorobku pisarza, powieść, która przyniosła mu sławę i sukces – „Cień wiatru”.
Akcja rozpoczyna się latem 1945 roku w Barcelonie.
Dziesięcioletni Daniel Sempere, syn szanowanego antykwariusza i właściciela księgarni,
nie zdaje sobie sprawy, że oto kończą się bezpowrotnie chwile jego dość
beztroskiego dzieciństwa. Pewnego dnia ojciec zabiera go do niezwykłego i
jedynego w swoim rodzaju miejsca, zwanego Cmentarzem Zapomnianych Książek.
Tradycja nakazuje, by podczas pierwszej wizyty tam wybrać jedną książkę i
ocalić ją od zapomnienia. Wybór Daniela pada na niepozorną powieść nieznanego
pisarza Juliana Caraxa pod tytułem „Cień wiatru”. Chłopiec z miejsca daje się
oczarować zarówno książce, jak i postaci autora, z którym wiąże się wiele
zagadek. Kto stara się zniszczyć wszelkie dowody jego istnienia i pali
wszystkie dostępne egzemplarze jego powieści?
Muszę przyznać, że po skończonej lekturze mam dosyć mieszane
uczucia. Nie mogę odmówić Zafonowi talentu do snucia wciągającej historii,
którą dodatkowo ubiera w tajemniczą, niezwykłą wręcz atmosferę. W powieści da
się wyczuć pewną magię, która jednak nie ma nic wspólnego z czarami, a raczej
ze świetnym warsztatem autora. Fabuła wciąga, a zagadki przykuwają uwagę –
stopniowo dawkowane fragmenty łamigłówki sprawiają, że książkę po prostu chce
się czytać dalej.
Dużym atutem powieści są stworzeni przez Zafona bohaterowie,
zwłaszcza postaci kobiece, które znacznie się między sobą różnią – próżno
szukać powielania tu jednego schematu. Wiarygodne i realistyczne rysy
psychologiczne pozwalają jeszcze bardziej wczuć się w czytaną historię. Moje
serce skradł jednak Fermin, bajerant i kobieciarz o gorącym, ale i szczerym
sercu. Choć jego postać wydawała się czasem wręcz przerysowana, to właśnie on
był dla mnie bohaterem numer jeden tej opowieści.
Poza niewątpliwymi plusami, pozostaje niestety pewne „ale” –
wprawdzie początek powieści oraz ostatnich kilkadziesiąt stron przeczytałam z
zapartym tchem, środek tej historii nieco nużył, wydał mi się fragmentami wręcz
przegadany. Zabrakło mi także wystarczająco przekonującego uzasadnienia
niektórych wydarzeń, jak choćby przyczyn, dla których Carax nie odniósł
sukcesu. Był utalentowany, wszyscy, którzy mieli okazję przeczytać jego
powieści, byli jednogłośnie zachwyceni, ale każda kolejna książka okazywała się
totalną porażką wydawniczą. W początkowych rozdziałach odniosłam wrażenie, że
przyczyną jest klątwa czy wręcz działanie jakichś sił nadprzyrodzonych, ale nie
doczekałam się właściwie żadnego wyjaśnienia.
Niemniej jednak, czasu spędzonego z „Cieniem wiatru”
absolutnie nie uważam za stracony. Podejrzewam, że gdyby książka nie została
okrzyknięta tak niepowtarzalną i niesamowitą, i gdybym miała wobec niej
mniejsze oczekiwania, spodobałaby mi się znacznie bardziej.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
1. Book-Trotter (literatura hiszpańska)
2. Z półki
3. Trójka e-Pik
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
1. Book-Trotter (literatura hiszpańska)
2. Z półki
3. Trójka e-Pik